sobota, 18 lutego 2012

Cambodia - 5

Dobiłem się do Koh Kong – jutro dzień przestoju i dalej przez most i Tajlandia.
Do Bangkoku(będę tam 24-go) 400 km – 3 dni łojenia lajtowego – dobra droga – czyli pozostaje jeszcze 2 dni do wytopienia na plaży – zapewne przycinał będę wzdłuż oceanu.
Drogę Pursat – Koh Kong tak jak oczekiwałem przełoiłem w 3 dni.
Ostatnie 60km -> czysta masakra – deszcz przez ostatnie 2 dni dokonał dzieła samozniszczenia (normalnie lubię deszcze ale nie w dżungli gdzie drogi stają się kosmiczne… – zależało mi 2 dni na pogodzie a wyszło jak zwykle.
Mapa.
--
Wydaje mi się że ludzie żyją z rzeki – rybaków jak mrówków, widziałem też że hodują krokodyle.
--
Jedyna sensowna koncepcja na Battambang to rzeką

Szkoła

Od czasu do czasu dosiadają się miejscowi - z Siem Reap płynęła z nami dziewczyna z 2 dniowym niemowlakiem - jedyna opcja dostać się stąd do szpitala to łajba - na około bagniście




Nawet jest ogródek

Życie skromne ale dzieciaki chyba nie narzekają


Na Pursat trzeba przyciąć główną


Dalej w kierunku Pramaoy - trochę statystyk

Dziewczęta ładnie się ustawiły i nawet nie narzekały - to lubię !

W dżunglę - hurra...




Początkowo trochę słabo

ale drogi się krystalizują - będzie dobrze



Zaczęła się walka - po deszczach ślizgawica - zjazdy i podjazdy pchanie...

Spodziewałem się walki i zaczęło się

Full wody mi schodziło na szczęście sporo potoków - trzeba filtrować

Oczywiście droga która rzekomo miała być kończy się - w tej dziczy pod wieczór znalazłem jakaś chatkę - darmowy poczęstunek - w tym garze ryż, mięso super zrobione no i herbata z ognia - czego można więcej chcieć

Chłopaki zrobili mapę przebicia się :)

Można było jeszcze trochę podłoić ale dobre miejsce noclegowe - tym razem pas - tutaj czas się nie marnuje - przeczytałem 20% hrabiego Monte Christo

Każdy osobno kazał sobie pstryknąć fotkę

40 km. -> ponad 10 godzin przełajałem - nie było odwrotu - najgorsza niepewność czy droga się nie skończy - żadne mapy nie wchodzą w grę - trzeba na czuja

Trzeba było trochę odpocząć - pierwszy raz na tym wyjeździe miałem braci Mroczek przed oczami - łańcuch na podjazdach się rwie, skurcze w nogach - czysta walka

Dżungla ładna,  odgłosy i klimat - bajer

Dobiłem się do czegoś

Po 50 km. spotkać kogoś - radość !!! - klient był trochę zdziwiony

W oddali Koh Kong

Ostatnie spojrzenie i czas na zjazd

7 komentarzy:

  1. Misiu, jesteś wielki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przemo, szacun, rozwalasz system.
    A mi się przypomniały właśnie Ishtaki walące w łeb:)

    Już zaraz rok będzie! Powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Fragi, zdjęcie pt. "Trzeba było trochę odpocząć ..." mówi mi wszystko o tej eskapadzie. Cieszę się, że mogę sobie to pooglądać i nie muszę w tym uczestniczyć:-)W pewnym sensie jestem pasażerem na gapę...Szkolny środek transportu na zdjęciu pt. "Na Pursat trzeba przyciąć główną" robi niezłe wrażenie. Pozdrawiam serdecznie,Lysy

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite! Czytam z wielkim zainteresowaniem, bo za tydzień startujemy ze znajomymi z Hanoi, potem podobną trasą jak Twoja jedziemy do Kambodży, a potem wracamy do Wietnamu nad deltę Mekongu i znów do Hanoi..... :) tylko te błotne drogi mnie przerażają... a jak Twój sprzęt tę podróż wytrzymuje?:) W Polsce dziś bardzo wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
  6. @Przemo, do ukarania jestem. 3 wpisy na raz przyszło mi przejrzeć, tak dawno temu tu zaglądałem - chyba przyzwyczajenie z Chin, że rzadko coś nowego się na blogu pojawia.
    Każdy kolejny kraj widzę jest ciekawszy od poprzedniego. No i dziewczyny nie tylko nie protestują, ale wyglądają na całkiem zadowolone i chętnie pozują. Widać jakaś szkolna potańcówka się szykowała ;)
    Błoto jest przerażające, fakt. Kiedyś wjechałem w takie z gliną. Po 15m. rower dalej ani drgnął. Koleżance po 5m, bo błotniki miała. Przez ponad pół godziny czyściliśmy by dało się odpalić ;)
    To spotkanie z ludźmi ze wspólnej trasy - zwolennicy teorii spiskowych pomyśleliby...

    @Darek - do jazdy na constant drifcie człowiek się przyzwyczaja b.szybko, tylko jazda między samochodami nieco straszna - widmo odszkodowania za urwane lusterka i przerysowany bok (nie ubezpieczony). Tak jak Przemo pisał, opony zimowe (mam Snow Stud'y) z małą ilością kolców na miasto są ok. Jak jest dużo śniegu, popmujesz na maksa opony - poślizg kontrolowany, nawet jak pod spodem lód. Jak nie ma śniegu, a jest lód, spuszczasz powietrze i jest ok. Najgorzej jak odrobina świeżego śniegu przykrywa lód - wtedy oczywiście żadna wersja nie pasuje ;) Nie wiem na ile się przydają kolce, bo 2 zimy jeździłem bez i różnicy nie odczuwam, ale jak sobie przypominam, to przy poprzednich omijałem trasy zalodzone i wybierałem asfalt, a w tym roku nie przejmuję się takimi drobiazgami i łoję przez zapomniane przez służby miejskie ścieżki :)

    @Przemo, zdjęcia czym prędzej jak z Izą się spotkasz.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń