poniedziałek, 17 października 2011

China - Sichuan - 1

Witamy w Sichuan !
Tempo trochę siadło – ale Tybet bajkowy - myślę ze warto było.
Ekipa w trakcie powiększyła się o parę Szwajcarów.
Oprócz 2-ki Francuzów (Nathalie, Vincent z Grenoble) dodatkowo 2-ka Szwajcarów (Sara i Jose z Glovelier) -> PS. Łysy fajna ekipa !!!
Oczywiście odnowiła się sprawa z zębem – jadę na antybiotykach ale potrzebuje zaledwie 4 dni – w Chengdu 2 anglojęzycznych dentystów – remont zęba ciekawe czy z rwaniem J – jeżeli tak na 100% jestem skłonny wstawić sobie złotego zęba (nie wiem jeszcze jakie koszty – jeżeli w granicach rozsądku byłby bajer) byłaby to najwspanialsza pamiątka po trasie z Azji.
W Zogqen dzień przestoju – wioseczka kosmos – podoba mi się na równi z Ushguli w Gruzji.
Kolejny przestój był w Ganzi ale - teraz już czyste pojedyncze cięcie do Chengdu.
Jednym słowem jest pięknie…
Seba przemyślę sprawę ale nie wiem czy nie optymalnej zrobić Laos i pozostałe kraje bardziej objazdowo a opuścić Japonie => pomyślimy – pewno ze 2 tyg. W Chengdu wytopie na leczenie – wszystko wyjdzie w praniu.
Fajnie byłoby cos przełoić razem Piotrek -> może za 8 mc-y Nowa Zelandia ?
 
---
 
 

Centrum Xiwu

Z głównej drogi odbijamy na Manigange

Przydrożne wioseczki

Czas trochę się powspinać

Wstrzeliliśmy się w uroczystości...

Przebieg uroczystości...






Po drodze prawdziwa gościnność tybetańska

I tak przez kolejne przełęcze

i doliny rzek

tniemy przez kolejne wioski tybetańskie

Tniemy już w 5-tkę => dołączyła do nas 2-ka Szwajcarów

Widoki kolejnych z przełęczy


Szkoła tybetańska – zajęcia z pisania w języku tybetańskim

Do Manigange jeszcze hektary




Tym razem postój jednodniowy w Zogqen

Trochę miejscowej zabudowy – charakterystyczne zdobnictwo w tym rejonie



Wioseczka niesamowita – wszędzie klasztory buddyjskie



...i jak zwykle radośni mieszkańcy

Powoli dzień się kończy – czas na wypas kolacje

Z jednej strony bajka

Z drugiej strony nieco gorzej

Wędrujemy zgodnie z kolejnością uroczystości - w trakcie budowy kanału przerwa na sport

Cały dzień na spędzamy na uroczystościach

W międzyczasie darmowy posiłek...



Koniec imprezy  - trochę mi się nudziło siedząc 2 godziny i wysłuchując modłów tybetańskich ale nie wypadało opuszczać klasztoru w trakcie…

Kolejna przelęcz - od lewej : Sara, Jose, Przemek, Vincent, Nathalie

Kolejna wioska i końcówka uroczystości

Wioski po drodze do Ganzi


Droga na Luhuo – w nocy sypnęło

Będzie zabawa -> błota jak w Gruzji



Wioseczki po drodze i wypas obiad za około 5 zeta

Widoki ze zjazdu

Kolacja typu zrób to sam  – tym razem zamawiając zastosowałem pokaz tatonki  - analogicznie jak przedstawiał to por. Dunbar Indianom w „Tańczącym z wilkami”

2 komentarze:

  1. >> na 100% jestem skłonny wstawić sobie złotego zęba (nie wiem jeszcze jakie koszty – jeżeli w granicach rozsądku byłby bajer) byłaby to najwspanialsza pamiątka po trasie z Azji.

    padłem, bajer.

    Poza tym z posta na post coraz bardziej ("jeszcze coraz bardziej") wypasione zdjęcia - i to nie tylko moje zdanie.

    Graba!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, zdjęcia wypas.

    Jechać przez takie miejsca i to jeszcze w tak licznym towarzystwie, hoho... rzeczywiście bajer :)

    Tylko Amerykanów do grupy nie łykajcie! Wątpię żeby jacyś się trafili, ale wolę ostrzec zawczasu - wszędzie psują atmosferę.

    A z Japonią to pewnie masz rację. Najładniej tam jest na wiosnę i na jesień, tylko że wtedy upały, których nawet ja nie daję rady wytrzymać. A ja ciepłolubny jak może jeszcze pamiętasz :>

    A złoto teraz w cenie! To może być dobra inwestycja wymienić od razu wszystkie :)

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń